Translate

sobota, 28 września 2013

Shrek i Kadryl na warsztatach


Latem była u mnie koleżanka, która ze swoimi psami bawi się w tropienie. Wykorzystałam ją, aby pokazała mi podstawy na moich psach i dwóch innych labradorach, które gościły u nas w tym samym czasie. Świetną zabawę mieliśmy wszyscy, pomimo pobudki o 5.00 rano . Wkręciłam się, bo widziałam  jaką frajdę ta zabawa sprawia moim psom. Poza tym to świetne zajęcie dla psów zaspokajające podstawowe potrzeby i…. męczące.  Wszystkie psy spały później do południa.


Ania i Lima w sierpniu na czarnowodzkich łąkach
 
            Zmotywowana postanowiłam pojechać na profesjonalne warsztaty z podstaw tropienia. Dawno nigdzie  z moimi wiejskimi burkami nie ruszałam się poza Czarnowodę. W planach miałam pojechać ze Shrekiem. Jest to pies w typie boksera, którego adoptowałam rok wcześniej. Jednak dwa dni przed wyjazdem zauważyłam, że źle się czuje. Podczas wizyty u weta okazało się, że coś go ukąsiło w fafla od wewnętrznej strony. Dostał niezbędne lekarstwa, ale że nie byłam pewna jego kondycji wzięłam ze sobą na warsztaty też drugiego psa – Kadryla, labradora.

            Przyjechaliśmy do hotelu dla psów „psigoda” (polecam), pod Warszawą. Po spacerze zainstalowałam psy w hotelu, a sama poszłam na przepyszną kolację. Dość wcześnie się położyliśmy spać, bo następnego dnia o 8.00 rozpoczynały się zajęcia.

            Pierwszy ślad

W sumie było 7 psów (moje dwa robiły za jednego). Każdy po kolei „wydeptywał” ścieżkę stópka za stópką dla swojego psa, która miała,   hm… myślę, że ok. 80 - 100 kroków (przynajmniej moja). Na końcu kładliśmy zabawkę. Mój pies tego nie widział (nie wiem jak inne).  Po 10 minutach wprowadzaliśmy psy na ślad. Nie bardzo byłam w stanie zrozumieć, dlaczego Shrek miałby podjąć pracę nosem po moim zapachu, przecież byłam przy nim.

Shrek też nie wiedział J . Zignorował mój zapach z trawy i zajął się innymi, ciekawszymi.

Oczywiście zadałam nurtujące mnie pytanie Pani Zofii, która prowadziła warsztaty. Z tego co zrozumiałam, to pies interesuje się innym zapachem niż te środowiskowe, a że jest to zapach właściciela to pójdzie po nim z ciekawości, „co też on tam robił? Tam musi być coś ciekawego skoro człowiek tam poszedł. „

Być może coś źle zrozumiałam, bo odpowiedź mnie zaskoczyła, na tyle, że zapomniałam „języka w gębie”, co rzadko mi się to zdarza. Żałuję, że nie mam tego nagranego, bo upewniłabym się, czy to co zapamiętałam, autorka chciała przekazać.

Obydwoje ze Shrekiem nie zrozumieliśmy sensu tego ćwiczenia. Idąc tym tokiem myślenia i interpretacji zachowania zwierzęcia: być może mój pies wyszedł z założenia, że skoro wróciłam, to nic ciekawego tam dalej nie ma ;)  hahaha…

Trzymanie linki

Drugim ćwiczeniem było trzymanie i praca linką z psem. Linka miała być lekko napięta. Problem w tym, że moje psy minimalne napięcie szelek czy obroży na ciele odbierają sygnał do powrotu do mnie, a przynajmniej do zatrzymania. Na co dzień nie używam smyczy, a  podczas wizyt w mieście jest to wygodne, bo pies nie ciągnie i łatwo go posterować głosem.

Wracając do ćwiczenia. Mieliśmy wprowadzić psa na początek linii śladu i jak tylko pies z niej zejdzie należało się zatrzymać i psa przeciągnąć na właściwą drogę.

Na pierwszych śladach, latem, nie zdarzyło się to podczas naszych zabaw z Czarnowodzie, bo pies miał szerokie pole do popisu i samodzielnego działania. Zatrzymywaliśmy się dopiero, gdy całkiem odszedł od wyznaczonej trasy, raczej go nie naprowadzaliśmy, dawaliśmy czas i szansę, aby sam odnalazł właściwą drogę. Wprowadzaliśmy z powrotem  jedynie wtedy, gdy pogubił się całkowicie. Wszystko odbywało się spokojnie i bez napinania linki.

Drugi ślad (80 kroków po prostej)

Trawa dość wysoka, miejscami do pasa, teren nie równy. Ja schowana w krzakach. Shrek, widocznie wyszedł z założenia, że jestem jak bumerang. Poszłam, to i wrócę J .  Nie mam  pozwolenia na umieszczenie filmu, bo na nim widać, jak osoba trzymająca linkę przeszkadza mu w pracy.

To nie jest jej wina, była również obserwatorem i nie miała doświadczenia a polecenie było, aby linka była lekko napięta. Na co mój pies nie reaguje dobrze. Generalnie  mój bokser odniósł porażkę i powinien być „wyeliminowany z takiej zabawy”, bo do niczego się nie nadaje.

            Shrek jest dość specyficzny i odstaje od przyjętych norm wytyczonych dla bokserów. Jest spokojnym wolnomyślicielem i potrzebuje więcej czasu do rozwiązywania różnych zadań, czy nauki. Tutaj tego czasu nie miał. Ślad był świeży,  wiatr dość silny, mój zapach rozchodził się w powietrzu, więc brał górny wiatr, co dla mnie było oczywistym zachowaniem. Zszedł z linii śladu. Nawet profesjonaliści, jakim Shrek nigdy nie będzie: „(…)pracują górnym wiatrem, więc gdy zobaczyłem, że unosi do góry nos, wiedziałem, że coś wyczuła. Pobiegła dalej, a my za nią. Po chwili usłyszałem jej szczekanie – tak sygnalizuje, że znalazła człowieka.” (http://www.psy.pl/aktualnosci-psy/art7649,labradorka-figa-uratowala-zaginionego-chlopca.html)
             Na dalsze ćwiczenia wzięłam Kadryla. On też nie mieści się w „normach” labradorskich. Spokojny, w miarę posłuszny, nieszczekający i niewyrywający się do psów, niewitający się ze wszystkimi ludźmi dookoła. Nawet padło kilkakrotne stwierdzenie z grupy, że nie jest normalny, jako oczywiście komplement. Natomiast jest również bardzo delikatny i wrażliwy. Oba moje psy przyzwyczajone są do spokojnego głosu i kontaktu z człowiekiem. O ile Shrek tylko nie reaguje i nie wkręca się w ludzką głupawkę i trelująjący głos,  o tyle Kadryl stresuje się podniesionym, nawet choćby wesołym tonem i pobudzonym człowiekiem, który od niego czegoś wymaga.

 

Podawanie/zaznaczanie przedmiotu.

 

Pani Zofia jedno z ćwiczeń miała pokazać z Kadrylem. Niestety jak zaczęła piszczeć, ciumkać, machać rękoma mój pies się zestresował, patrzył nie bardzo wiedząc co ma z tą kobietą robić i czego ona od niego chce. Spoglądał na mnie, szukając pomocy, próbował podejść do mnie, czy raczej odejść od zbyt pobudzonej osoby. Niestety, jako jego przyjaciel odniosłam porażkę. Oczywiście zareagowałam i zabrałam psa z tej  sytuacji, ale zrobiłam to mało zdecydowanie. Na moją uwagę, że moje psy tak nie pracują i że do nich mówi się spokojnie Pani Zofia zmieniła ton. Kadryl poczuł się nieco lepiej i wykonał jej polecenie „waruj”.

 

Rewirowanie

 


              Kadryl podczas nauki rewirowania na warsztatach

O ile jestem dumna z moich psów, że zachowały spokój, to niestety nie mogę powiedzieć tego o sobie. Popłynęłam, próbowałam wejść na te same „obroty” co prowadząca. Kadryl oczywiście bardzo ładnie wykonał ćwiczenie, bo całe życie odnajduje różne przedmioty i podaje je do ręki, ale o wiele łatwiej byłby mu, gdybym zrobiła to ćwiczenie w naszym zwykłym tempie.

 

 
Kadryl z bardzo fajna panienka

  
Podsumowanie

Jestem, bardzo zadowolona, że wybrałam, się na warsztaty z Panią Zofią Mrzewińską, bo choć czego innego oczekujemy od psów, mamy inny styl pracy/komunikacji z nimi to sporo się nauczyłam.

  1. Było kilka ćwiczeń, które po niewielkiej modyfikacji wykorzystam
  2. Doświadczyłam, jak trudno być słuchaczem/kursantem i potrafić „przeciwstawić się” prowadzącemu, gdy widzi się, że podczas ćwiczenia stresuje on mojego psa
  3. Podczas przerwy zauważyłam, że byłam jedyną osobą (a na pewno jedną z nielicznych, może kogoś nie widziałam), która zabrała psy na spacer rozluźniający na łąki. Inni, albo siedzieli z nimi w jednym miejscu, albo ćwiczyli posłuszeństwo. Jest to dla mnie sygnał, jako osoby prowadzącej, że zawsze trzeba mówić wprost –„ przerwa na spacer”.
  4. Miałam okazję poprzebywać z  własnymi psami w dość trudnych warunkach i jestem  naprawdę zadowolona z naszych relacji, z ich zachowania i tego jak spokojnie przyjmowali otoczenie.

 

Pani Zofia po wielu sukcesach i latach pracy  zadziwia swoją energią i zaangażowaniem. Wyczuwalne jest, że to zajęcie jest nadal  pasją i zależy jej, aby przekazać swoją wiedzę i doświadczenie innym. Za to pełen szacunek i nadzieją, że w jej wieku będę miała równie dużo energii i pasji.

 

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz