Latem była u mnie koleżanka, która ze swoimi psami bawi się
w tropienie. Wykorzystałam ją, aby pokazała mi podstawy na moich psach i dwóch
innych labradorach, które gościły u nas w tym samym czasie. Świetną zabawę
mieliśmy wszyscy, pomimo pobudki o 5.00 rano . Wkręciłam się, bo widziałam jaką frajdę ta zabawa sprawia moim psom. Poza
tym to świetne zajęcie dla psów zaspokajające podstawowe potrzeby i….
męczące. Wszystkie psy spały później do
południa.
Ania i Lima w sierpniu na czarnowodzkich łąkach
Zmotywowana
postanowiłam pojechać na profesjonalne warsztaty z podstaw tropienia. Dawno nigdzie
z moimi wiejskimi burkami nie ruszałam się
poza Czarnowodę. W planach miałam pojechać ze Shrekiem. Jest to pies w typie
boksera, którego adoptowałam rok wcześniej. Jednak dwa dni przed wyjazdem
zauważyłam, że źle się czuje. Podczas wizyty u weta okazało się, że coś go
ukąsiło w fafla od wewnętrznej strony. Dostał niezbędne lekarstwa, ale że nie
byłam pewna jego kondycji wzięłam ze sobą na warsztaty też drugiego psa –
Kadryla, labradora.
Przyjechaliśmy
do hotelu dla psów „psigoda” (polecam), pod Warszawą. Po spacerze
zainstalowałam psy w hotelu, a sama poszłam na przepyszną kolację. Dość
wcześnie się położyliśmy spać, bo następnego dnia o 8.00 rozpoczynały się
zajęcia.
Pierwszy ślad
W sumie było 7 psów (moje dwa robiły za jednego). Każdy po
kolei „wydeptywał” ścieżkę stópka za stópką dla swojego psa, która miała, hm… myślę, że ok. 80 - 100 kroków
(przynajmniej moja). Na końcu kładliśmy zabawkę. Mój pies tego nie widział (nie
wiem jak inne). Po 10 minutach wprowadzaliśmy
psy na ślad. Nie bardzo byłam w stanie zrozumieć, dlaczego Shrek miałby podjąć
pracę nosem po moim zapachu, przecież byłam przy nim.
Shrek też nie wiedział J . Zignorował mój
zapach z trawy i zajął się innymi, ciekawszymi.
Oczywiście zadałam nurtujące mnie pytanie Pani Zofii, która
prowadziła warsztaty. Z tego co zrozumiałam, to pies interesuje się innym
zapachem niż te środowiskowe, a że jest to zapach właściciela to pójdzie po nim
z ciekawości, „co też on tam robił? Tam musi być coś ciekawego skoro człowiek
tam poszedł. „
Być może coś źle zrozumiałam, bo odpowiedź mnie zaskoczyła,
na tyle, że zapomniałam „języka w gębie”, co rzadko mi się to zdarza. Żałuję,
że nie mam tego nagranego, bo upewniłabym się, czy to co zapamiętałam, autorka
chciała przekazać.
Obydwoje ze Shrekiem nie zrozumieliśmy sensu tego ćwiczenia.
Idąc tym tokiem myślenia i interpretacji zachowania zwierzęcia: być może mój
pies wyszedł z założenia, że skoro wróciłam, to nic ciekawego tam dalej nie ma
;) hahaha…
Trzymanie linki
Drugim ćwiczeniem było trzymanie i praca linką z psem. Linka
miała być lekko napięta. Problem w tym, że moje psy minimalne napięcie szelek
czy obroży na ciele odbierają sygnał do powrotu do mnie, a przynajmniej do
zatrzymania. Na co dzień nie używam smyczy, a
podczas wizyt w mieście jest to wygodne, bo pies nie ciągnie i łatwo go
posterować głosem.
Wracając do ćwiczenia. Mieliśmy wprowadzić psa na początek
linii śladu i jak tylko pies z niej zejdzie należało się zatrzymać i psa
przeciągnąć na właściwą drogę.
Na pierwszych śladach, latem, nie zdarzyło się to podczas
naszych zabaw z Czarnowodzie, bo pies miał szerokie pole do popisu i
samodzielnego działania. Zatrzymywaliśmy się dopiero, gdy całkiem odszedł od
wyznaczonej trasy, raczej go nie naprowadzaliśmy, dawaliśmy czas i szansę, aby
sam odnalazł właściwą drogę. Wprowadzaliśmy z powrotem jedynie wtedy, gdy pogubił się całkowicie.
Wszystko odbywało się spokojnie i bez napinania linki.
Drugi ślad (80 kroków
po prostej)
Trawa dość wysoka, miejscami do pasa, teren nie równy. Ja
schowana w krzakach. Shrek, widocznie wyszedł z założenia, że jestem jak
bumerang. Poszłam, to i wrócę J . Nie
mam pozwolenia na umieszczenie filmu, bo
na nim widać, jak osoba trzymająca linkę przeszkadza mu w pracy.
To nie jest jej wina, była również obserwatorem i nie miała
doświadczenia a polecenie było, aby linka była lekko napięta. Na co mój pies
nie reaguje dobrze. Generalnie mój
bokser odniósł porażkę i powinien być „wyeliminowany z takiej zabawy”, bo do
niczego się nie nadaje.
Shrek jest
dość specyficzny i odstaje od przyjętych norm wytyczonych dla bokserów. Jest
spokojnym wolnomyślicielem i potrzebuje więcej czasu do rozwiązywania różnych
zadań, czy nauki. Tutaj tego czasu nie miał. Ślad był świeży, wiatr dość silny, mój zapach rozchodził się w
powietrzu, więc brał górny wiatr, co dla mnie było oczywistym zachowaniem.
Zszedł z linii śladu. Nawet profesjonaliści, jakim Shrek nigdy nie będzie: „(…)pracują górnym wiatrem, więc gdy zobaczyłem, że
unosi do góry nos, wiedziałem, że coś wyczuła. Pobiegła dalej, a my za nią. Po
chwili usłyszałem jej szczekanie – tak sygnalizuje, że znalazła człowieka.” (http://www.psy.pl/aktualnosci-psy/art7649,labradorka-figa-uratowala-zaginionego-chlopca.html)
Na dalsze ćwiczenia wzięłam Kadryla. On też
nie mieści się w „normach” labradorskich. Spokojny, w miarę posłuszny,
nieszczekający i niewyrywający się do psów, niewitający się ze wszystkimi
ludźmi dookoła. Nawet padło kilkakrotne stwierdzenie z grupy, że nie jest
normalny, jako oczywiście komplement. Natomiast jest również bardzo delikatny i
wrażliwy. Oba moje psy przyzwyczajone są do spokojnego głosu i kontaktu z
człowiekiem. O ile Shrek tylko nie reaguje i nie wkręca się w ludzką głupawkę i
trelująjący głos, o tyle Kadryl stresuje
się podniesionym, nawet choćby wesołym tonem i pobudzonym człowiekiem, który od
niego czegoś wymaga.
Podawanie/zaznaczanie
przedmiotu.
Pani Zofia jedno z ćwiczeń miała pokazać z Kadrylem.
Niestety jak zaczęła piszczeć, ciumkać, machać rękoma mój pies się zestresował,
patrzył nie bardzo wiedząc co ma z tą kobietą robić i czego ona od niego chce.
Spoglądał na mnie, szukając pomocy, próbował podejść do mnie, czy raczej odejść
od zbyt pobudzonej osoby. Niestety, jako jego przyjaciel odniosłam porażkę.
Oczywiście zareagowałam i zabrałam psa z tej
sytuacji, ale zrobiłam to mało zdecydowanie. Na moją uwagę, że moje psy
tak nie pracują i że do nich mówi się spokojnie Pani Zofia zmieniła ton. Kadryl
poczuł się nieco lepiej i wykonał jej polecenie „waruj”.
Rewirowanie
Kadryl podczas nauki rewirowania na warsztatach
O ile jestem dumna z moich psów, że zachowały spokój, to
niestety nie mogę powiedzieć tego o sobie. Popłynęłam, próbowałam wejść na te
same „obroty” co prowadząca. Kadryl oczywiście bardzo ładnie wykonał ćwiczenie,
bo całe życie odnajduje różne przedmioty i podaje je do ręki, ale o wiele
łatwiej byłby mu, gdybym zrobiła to ćwiczenie w naszym zwykłym tempie.
Kadryl z bardzo fajna panienka
Podsumowanie
Jestem, bardzo zadowolona, że wybrałam, się na warsztaty z
Panią Zofią Mrzewińską, bo choć czego innego oczekujemy od psów, mamy inny styl
pracy/komunikacji z nimi to sporo się nauczyłam.
- Było kilka ćwiczeń, które po niewielkiej modyfikacji wykorzystam
- Doświadczyłam, jak trudno być słuchaczem/kursantem i potrafić „przeciwstawić się” prowadzącemu, gdy widzi się, że podczas ćwiczenia stresuje on mojego psa
- Podczas przerwy zauważyłam, że byłam jedyną osobą (a na pewno jedną z nielicznych, może kogoś nie widziałam), która zabrała psy na spacer rozluźniający na łąki. Inni, albo siedzieli z nimi w jednym miejscu, albo ćwiczyli posłuszeństwo. Jest to dla mnie sygnał, jako osoby prowadzącej, że zawsze trzeba mówić wprost –„ przerwa na spacer”.
- Miałam okazję poprzebywać z własnymi psami w dość trudnych warunkach i jestem naprawdę zadowolona z naszych relacji, z ich zachowania i tego jak spokojnie przyjmowali otoczenie.
Pani Zofia po wielu sukcesach i latach pracy zadziwia swoją energią i zaangażowaniem.
Wyczuwalne jest, że to zajęcie jest nadal
pasją i zależy jej, aby przekazać swoją wiedzę i doświadczenie innym. Za
to pełen szacunek i nadzieją, że w jej wieku będę miała równie dużo energii i
pasji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz