Translate

niedziela, 14 października 2012

Agresja psów


Na różnych portalach społecznościowych, forach czytam o problemach, jakie ludzie mają z psami. Do mnie również zgłaszają się osoby najczęściej, gdy występuje problem z psem. Jednym z częstszych jest agresja w stosunku do ludzi, ale znacznie częściej do innych psów. Słyszę bądź czytam „mój pies na widok innego dostaje szału”, albo „zjadłby i rozszarpał każdego napotkanego psa”, „gdy widzi innego  psa jest agresywny i nic do niego nie dociera”.

            Bardzo mocno  irytują mnie stereotypy, które ludzie  powtarzają, a inni to przyjmują bez zastrzeżeń. I tak o labradorach usłyszymy, jakie to przemiłe, bezproblemowe i kochające dzieci i łagodne psy. Można by pomyśleć, że z tyłka od razu wychodzą wyszkolone. Wbrew obiegowej opinii to psy wymagające bardzo dużo pracy i zajęcia. I wbrew temu co się mówi, bardzo dużo wśród nich wykazuje zachowania agresywne.

Znowu o bokserach (szczególnie sukach) często słyszę, że one mają w swojej naturze agresję do innych psów i trzeba to zaakceptować. No, a już psy typu bulle, rottweilery, dobermany itp. to o niczym innym nie myślą tylko o tym, jak tu wszystkich uśmiercić.

 

Takimi stwierdzeniami ludzie robią krzywdę ludziom, jak i samym psom.

Po pierwsze właścicielom psów, którzy zamiast zastanowić się: “dlaczego mój pies tak się zachowuje?”, “czy mogę mu jakoś pomóc?”, przyjmują taka informację i uważają za normalne zachowanie dla tej rasy. “No tak, on jest dobermanem i tak ma, bo dobermany przecież tak mają.”

Po drugie ludziom nie mającym psów, a  spotykającym je na co dzień. Bo co się dzieje w człowieku, jak na swojej drodze zobaczy rottweilera? Opanowuje go strach, a być może i panika, a to jest zupełnie niepotrzebne.

            Jeśli powiedziałabym wszystkim ludziom, że psy są łagodne, że rozwiązują konflikty bez rozlewu krwi, nie atakują bez przyczyny, to czy wszyscy by mi uwierzyli? Czy ktokolwiek by mi uwierzył? Nie. Przez lata włożyliśmy dużo pracy w reklamę, aby zrobić z psów krwiożercze potwory. Podniosłyby się głosy, że przecież są  niezaprzeczalne dowody na pogryzienia, a nawet zagryzienia ludzi (w tym dzieci), czy inne psy. Prawda. Tylko pytanie, czy one były temu winne? Może zabrzmiało dość dziwnie, ale czy przeciętny człowiek zastanawia się jak funkcjonuje pies? Czy wie, że z natury to łagodne zwierzę, unikające konfliktów? Jak byśmy wbili sobie to do głowy i uwierzyli, to zapewniam, że byłoby o wiele mniej agresywnych psów. Bo to człowiek jest główną przyczyną występowania agresji  u psów.

 

Mówiąc o agresji trzeba zadać sobie kilka pytań z różnych obszarów funkcjonowania organizmu.

Czym jest agresja?

Agresja jest zachowaniem. Jak dobrze wiemy  zachowanie nie bierze się z nikąd, powstaje i modeluje  się w procesie ewolucji. Wszystkie zmiany fizjologiczne czy behawioralne organizmu na przestrzeni tysięcy lat mają swoje przyczyny i celowość.

Dlatego, z biologicznego punktu widzenia, nasuwa się pytanie „dlaczego”. Dlaczego pies zachowuje się tak w danej sytuacji?

Jaki jest sens takiego zachowania? Jaka wartość dla jego przetrwania? Jakie są przyczyny? Czyli zewnętrzne i wewnętrzne bodźce wywalające, bądź sterujące takim zachowaniem? Jaka jest ewolucyjna historia tego zachowania?

 Definicja tego słowa jest kontrowersyjna i niejednoznaczna. Jest to pojęcie dość złożone i można je definiować na wiele sposobów. Istnieją liczne teoretyczne paradygmaty, zaczynając od psychologii kognitywnej do behawioryzmu, na podstawie których każdy inaczej definiuje ten termin. I tu pojawiają się kolejne pytania:

Czy agresja wymaga wystąpienia obrażeń?

Czy groźby to agresja?

Czy nieprzyjemne działania zwierzęcia świadomego zagrożenia są obroną czy agresją?

Czy czynności wykonywane przez zwierzę w trakcie polowania na pożywienie są agresją?

Czy krzywda wyrządzona przypadkowo jest agresją?

Czy obrona bądź chęć zdobycia zasobów jest agresją?

 

Jest kilka naukowych definicji agresji. Na swój użytek agresję rozumiem tak: jest  to zamierzone zachowanie (które nie miało przynieść żadnych korzyści biologicznych: nie będące obroną własną albo innego osobnika czy zasobów i nie służące zdobyciu zasobów) jednego osobnika, w wyniku którego drugi odnosi obrażenia. Wszelkie groźby uważam za komunikację. Innymi słowy dla mnie agresja to atak (nie uzasadniony z punktu widzenia przetrwania) jednego psa na drugiego, w wyniku którego oba bądź jeden z nich odnosi rany.

 

            Starałam się opisać, czym jest agresja, bo chcę powiedzieć, że taka forma agresji w naturalnym świecie psów nie istnieje. Co znaczy naturalny świat? Świat w którym półdzikie psy żyją bez ludzi. W sumie to już nienaturalny, bo jesteśmy wszędzie.

Oczywiście występują walki terytorialne między zwierzętami, walki na tle seksualnym, może wystąpić walka o zasoby (pożywienie), oczywiście występuje polowanie w celu zdobycia pożywienia, obrona własna bądź innych osobników (matka-dzieci). Ale nigdy nie występuje atak dla samego ataku. Wszystkie zwierzęta zawsze unikają siłowych rozwiązań konfliktów. Z prostej przyczyny. Mogą wyjść z walki okaleczone, a to zagrażałoby ich przetrwaniu. Dlatego psy żyjące półdziko (nie mylić z bezpańskimi) nie stanowią zagrożenia ani dla człowieka, ani dla innych psów. Mogą stanowić dla innych zwierząt, które oceniają jako potencjalny pokarm. Tutaj zachowanie psów półdzikich żyjących w mojej okolicy. Unikają kontaktu z człowiekiem i nie szukają zaczepki z psami
 
 
Każdy właściciel psa boi się, że jego pies zostanie pogryziony bądź pogryzie innego, ale wyobraźcie sobie, że dwa ujadające burki będące na przeciwko siebie, będące na smyczach z pianą w pysku i furią w oczach, jakby się spotkały w innych okolicznościach. W bardziej sprzyjających okolicznościach, za które uważam brak człowieka, przywitałyby się, albo i nie, pogadały chwilę i rozeszły. I nawet jeśli byłyby to dwa samce, a w pobliżu nie byłoby suki z cieczką, to nie miałyby powodu walczyć (jedynym powodem walki mógłby być leżący w pobliżu kawał mięcha). Ich przetrwaniu nic by nie zagrażało.
Należy zdać sobie sprawę, że przyczyną agresji psów w stosunku do innych psów bądź człowieka,  jest tylko i wyłącznie człowiek. Dlaczego tak się dzieje i jak wpływamy na nasze psy, że stają się agresywne, napiszę następnym razem.
 
Literatura:
Wojciech Pisula (2003) "Psychologia Zachowań Eksploracyjnych Zwierząt"
                            Gdańsk: Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne
James O'Heare (2007) "Zachowania agresywne u psów. Analiza przypadków, zapobieganie i terapia
                         behawioralna"
            wyd.     Łódź: Galaktyka
 tyt. oryginłu: "Agressive Behavior in Dogs: A Comrehensive Technical
                       Manual for Professinals"
 

piątek, 28 września 2012

Psiowa komunikacja. Majstersztyk.

Modny jest teraz temat komunikacji psiej. Można  o tym już sporo poczytać. Ja się rozpisywać nie będę, bo lepiej jest to zobaczyć:). Jednak kilka słów o bohaterach filmu.

Avil to 3 letni bokser do adopcji, który miał być uśpiony z powodu agresji do ludzi.Trafił do mnie na resocjalizację. Przypisywano mu również agresję do psów. Ani jedno, ani drugie, na szczęście nie było prawdą. Prawdą jest jednak to, że Avil miał braki socjalizacyjne z psami i brak zaufania do człowieka. Pies ten, albo nie rozumie, albo nie respektuje sygnałów wysyłanych przez inne psy.
Moje psy
Kazik. 6-letni labrador. Bardzo delikatnej konstrukcji. Chodząca łagodność, dobroć i ciapowatość. Wychowany od szczeniaka w dużej grupie psów, od 10 do 4 osobników w różnym wieku i różnej płci. W tym ze swoim rodzeństwem i matką.
Fiona. 7 letnia bokserka. Podobnie do Kazika, z tym, że z matką była przez siedem lat


Fiona i Kazik znają się i mieszkają razem całe życie.

Film od początku do końca bez montażu




Zapraszam na film:
A tu trochę wolniejsze tempo:


Zaskoczeni? Widzieliście to, ile "słów" - komunikatów padło między tymi trzema psami? Zaznaczyłam tylko niektóre, a jest ich setki. Oglądałam ten film kilkanaście razy, albo i więcej i za każdym razem dostrzegam nowe. Od moich psów pobieram nauki.
Kazik potrfi sie bawić z psami i to bardzo energicznie, jednak z Avilem ewidentnie unika takiej rozrywki. Na filmie widać, że zanim przyszła Fiona psy wchodzą w interakcję. To nie jest zabawa, to tylko strategia obrony Kazika. On obawia się tego boksera. Dlaczego? Byśmy powiedzieli-Avil przecież nie wykazuje agresji?
Kazik wie lepiej, Kazik czuje lepiej.  Avil nie respektuje sygnałów labradora. Kazik wie, że z Avilem nie można wejść w zabawę pobudzająca jego emocje, bo może być nieobliczalny. Bo jest agresywny...? Nie, bo on nie umie się bawić, bo nie rozumie i co  się do niego mówi, bo wreszcie, jest nie stabilny emocjonalnie. Dlatego zabawa z nim może zakończyć się awanturą.

Dodam jedynie, że jest to film sprzed paru miesięcy, teraz Avil jest innym psem, ale od tamtej pory nie widział się z Kazikiem, bo nie chciałam, aby labek sie stresował. Natomiast spędza czas z Fioną, od której uczy się psiego języka. Czasami bywa trudno i nawet Fiona prosi mnie o pomoc, ale z dnia na dzień widać zmiany na lepsze.


sobota, 4 sierpnia 2012

Rzecz o ignorowaniu psa. Łatwe? Oczywiste?


- Panie doktorze, wszyscy mnie ignorują!

- Następny proszę.



Co oznacza ignorowanie? Dlaczego tak źle się czujemy gdy ktoś nas nie zauważa, gdy wydaje się być niewrażliwy na nasze zabiegi zwracania uwagi? Czy to jako dzieci, czy jako dorośli. Kolacja nie smakuje – zapłaczę. – szpinak i tak zjem (wyjścia tu  nie ma), ale może mama powie ciepłe słowo i przytuli? Ponarzekam trochę głośniej w pokoju socjalnym – prezes prawdopodobnie dowie się o moich nadgodzinach. Dowiedzieć się, może i dowie. Jakiego prezesa jednak stać na to, by dawać premię każdemu pracownikowi, który narzeka? I tu pytanie: narzekamy wtedy głośniej, czy kończymy tę błazenadę?



A co to znaczy ignorowanie psa?



Dość często trenerzy psów, behawioryści, czy psi psycholodzy, bez znaczenia jaki tytuł sobie nadali, doradzają w różnych sytuacjach: „proszę psa ignorować”. Dlaczego? Pies prezentuje wiele zachowań tylko po to, aby zwrócić na siebie uwagę człowieka jak choćby skacząc przy powitaniu. Najczęstszą reakcją człowieka jest: spojrzenie i odepchnięcie z okrzykiem „przestań”, „odejdź”, „nie skacz” (dobór słownictwa i kolejność dowolna) . Wątpię by u kogoś takie zachowanie się sprawdziło, by mógł powiedzieć: „Najlepszą reakcją na skakanie i szczekanie psa jest energiczne machanie rękami i wrzaski. No i najważniejsze: utrzymywanie kontaktu wzrokowego z psem.” Dlaczego? Ano dlatego, że właśnie spełniliśmy wszystkie wyszczekane i wyskakane prośby, którym przewodziła jedna: wzbudzenie zainteresowania. Spojrzeliśmy, dotknęliśmy, odezwaliśmy się – wszystko to frontem do zwierzaka. Jeszcze tylko micha i masaż: psisko będzie wniebowzięte, gwarantuję.

Dość często ludzie zapominają o wzroku. Mówią: „Ignoruję go, nie zaczepiam…”, mając na myśli: „Nie odzywam się do niego”. Trzeba pamiętać, że oczy, są  bardzo ważnym elementem komunikacji. Nawet u ludzi bez spojrzenia, nie ma konwersacji. Jeśli nie patrzymy na rozmówcę jest to nietakt owocujący tym, że no właśnie, jesteśmy ignorowani. Psy często wykorzystują spojrzenie, aby się porozumiewać. Jeśli między człowiekiem i psem jest silna więź i wzajemna znajomość, słowa są nie potrzebne. Znam osoby, które dogadują się ze swoim czworonogiem za pomocą mimiki twarzy i oczu (np. mrugnięcia, podniesienia brwi). Występuje między nimi tak silna relacja, że wystarczy aby człowiek skierował wzrok w jakimś kierunku i psiak natychmiast rozumie o co chodzi. Sama również tego doświadczyłam z moją bokserką Mirabel. Osoby z mojego otoczenia niejednokrotnie pytali, skąd ja wiem co się w tej psiej łepetynie dzieje, albo skąd ona wie, co w tej mojej, ludzkiej. Mawiali wtedy często, że porozumiewamy się telepatycznieJ.

Dotyk to również podstawowy element komunikacji, nikogo chyba nie muszę o tym przekonywać. Wśród ssaków jest to od urodzenia, nieodłączny element współżycia społecznego.

Głos oczywiście służy komunikacji, ale moim zdaniem jest najmniej ważny dla psów. Bardziej niż sam dźwięk wypływający z naszych ust, liczy się to, jaką ma on barwę, jakie emocje przekazujemy. Czy nasz głos jest łagodny i spokojny, stanowczy, czy ostry i piskliwy. Ludzie, którzy pracują z psami zmieniają nawet komendy. Kiedyś powszechnie używane „Fe!”, jako przełożenie na psi „wypluj to cholero, nie chcę znowu z rana wdepnąć w twoją niespodziankę!”, zastępujemy „E-e.” Czemu? Krótko mówiąc łatwiej nam wyryczeć, niż wypowiedzieć krótkie, ostre „Fe”, w przeciwieństwie do spokojnego, podzielonego na sylaby „E-e”.

I na koniec postawa naszego ciała. Podobnie jak w relacjach z ludźmi. Komunikując się z drugim człowiekiem jesteśmy odwróceni przodem do rozmówcy – skądś się w końcu musiało wziąć pojęcie „twarzą w twarz”. Odwracanie tyłem i uciekanie wzrokiem odbierane jest jako lekceważenie. Identycznie w relacji z psem, z tą różnicą, że nie ma to wydźwięku negatywnego, a jedynie służy jako komunikat.

Podsumowując, jak należy się zachować, gdy ktoś prosi o ignorowanie psa? W taki sposób, jakby go nie było.  W sensie psa.


autor: Sylwia Gajewska
red.    Bartek Piotrowski

piątek, 20 kwietnia 2012

Szacunek, porozumienie i partnerstwo






Przez wiele lat mojej pracy z psami, najczęściej zadawanym pytaniem właścicieli psów jest “jak to robię, że one są takie spokojne, opanowane i posłuszne? Nawet w ciężkich warunkach przy dużych rozproszeniach skupione są na swoim człowieku.”

Odpowiadam oczywiście, że ważne jest, aby psy miały odpowiednią psychikę, że z dobrej hodowli, że szkolenie trwa długo, że… itd. To wszystko prawda. Ale…

Właśnie, jest jeszcze jeden element. Myślę, że zasadniczy.

Wiele osób posiadających psa chodzi z nim na szkolenia, często od szczeniaka, mało tego, niektórzy startują nawet w zawodach w różnych dyscyplinach i to z dobrymi wynikami. A jednak ich psy w życiu codziennym, poza ringiem, sprawiają kłopoty.

W czym tkwi problem?

Kiedy dzwoni do mnie osoba w sprawie szkolenia swojego psa pytam, jakie ma oczekiwania. Najczęstszą odpowiedzią, jaką słyszę jest: chciałbym/chciałabym, żeby się MNIE SŁUCHAŁ a następnie: umiał zrobić siad, waruj, podać łapę i inne sztuczki.

Człowiek ma naturalną skłonność do chęci panowania nad drugą istotą. Czy to będzie pies, koń, żona, mąż, dziecko czy pracownik, nie ma to znaczenia. Przez tę przypadłość wokół nas jest tyle agresji i konfliktów międzyludzkich. Te międzygatunkowe są jeszcze bardziej skomplikowane, bo mamy kompletnie różną perspektywę „pojmowania” świata.

W tym właśnie tkwi problem.

Uświadomiłam to sobie po wizycie u trenerki koni w celu pobrania nauki. Kupiłam młodego konia i chciałam go wyszkolić. Chciałam właśnie tego samego czego oczekują właściciele psów. Żeby był mi posłuszny.

Spędziłam u niej cały dzień, a ona, tak mi się wtedy wydawało, nie dała mi żadnych wskazówek. Zadawała dziwne pytania typu: gdzie twój koń lubi być głaskany? w jaki sposób najchętniej się bawi? czy woli marchewkę czy jabłka?  Miałam wybrać sobie jednego z jej koni i spędzić z nim cały dzień na padoku. Siedzieć, czytać książkę, czyścić go, głaskać - z zastrzeżeniem, że tylko wtedy, gdy on będzie miał na to ochotę. Kurczę, tylko jak mam poznać, czy koń ma ochotę być czyszczony czy głaskany? Do tej pory wchodziłam do boksu i czyściłam konia, nie zastanawiając się, czy on tego chce czy nie. Miał stać grzecznie i już. Wyjechałam od niej rozczarowana. Nie dała mi żadnego narzędzia, nie nauczyła jak sprawić, by mój koń się mnie słuchał. Powiedziała tylko: spędzaj z nim czas, poznaj go i daj się poznać jemu. Zaufajcie sobie nawzajem.

Mijały tygodnie, bez wiary w efekty spędzałam długie godziny na łące i w boksie. Na niczym. Tylko z nim byłam. Oczywiście, gadałam do niego, głaskałam, czyściłam i… zaczęłam rozumieć! Rozumieć, co on do mnie „mówi”. O dziwo poczułam też, że on rozumie mnie i chętniej przebywa w moim towarzystwie i wykonuje to, o co go poproszę.

Przy tym wspomnę, że jeszcze rok temu bałam się koni. Dzisiaj wchodzę na padok a mój “szalony” arab rży i biegnie galopem w moją stronę, a ja nie uciekam. Wiem, ufam mu, że nie zrobi mi krzywdy. Nigdy nie jeździłam sama w teren, nawet na mojej starej, spokojnej kobyłce. Dzisiaj z Gilghameshem jeździmy sami, w dodatku bez używania środka przymusu, jakim jest niewątpliwie  wędzidło. Dzisiaj wiem, co lubi, a czego nie i szanuję to, starając się w miarę możliwości wyeliminować nieprzyjemne dla niego bodźce.

Opisałam własne doświadczenie z koniem, dzięki któremu uświadomiłam sobie w czym tkwi problem dotyczący psów i ich właścicieli.

Przeciętny człowiek nic albo niewiele wie o swoim psie. Nie rozumie sygnałów, jakie mu on wysyła. I w końcu nie spędza z nim czasu. Spacer nawet godzinny czy dwugodzinny do parku, w którym pies zostaje puszczony i przez cały czas bawi się z psami, nic  nie wnosi do związku psio-ludzkiego. Ćwiczenia i zabawa np. flybal, gdzie pies ma maksymalnie rozbudzone emocje, szczeka, piszczy  w amoku i w hałasie robionym przez inne psy.

Wróciłam myślami 13 lat wstecz, kiedy to zakupiłam bokserkę Mirabelę. Do tej pory nigdy nie miałam z nią żadnych problemów. Ani z posłuszeństwem, ani z agresją. Choć hodowcy wróżyli, że jak dojrzeje to będzie się rzucać na psy, bo boksery tak mają.

 To było 13 lat temu, wtedy nawet mało kto szkolił boksery.

W wieku 6 miesięcy była gotowa do egzaminu PT; musiałam czekać, aż skończy 9 miesięcy, bo regulamin ZK (Związku Kynologicznego) nie dopuszczał młodszych psów.

Ma 13 lat i nigdy nie wykazała agresji. Przez całe życie chodziłam z nią bez smyczy. Dlaczego o tym piszę? Dlatego, że Mirabela uczestniczyła w moim życiu. Nasze relacje nie opierały się tylko na wydawaniu  i wykonywaniu komend. Nas połączyła trwająca do tej pory przyjaźń. Dzięki temu, że spędzałyśmy ZE SOBĄ całe dnie, bardzo dobrze się poznałyśmy. Na spacerach był czas na szkolenie, zabawę, ale również czas na “nicnierobienie”. Siadałyśmy sobie na górce w parku Agrykola w Warszawie i patrzyłyśmy na świat. Ludzi, ptaki, inne psy i całe otoczenie. Mirabel towarzyszyła mi wszędzie. 

Dwie strony poznają się doskonale, o ile pies towarzyszy człowiekowi we wszystkich czynnościach dnia codziennego. Zaczyna łączyć ich bardzo silna więź. Nie smaczki czy wyuczone komendy tylko, jak to ujęła jedna z cenionych przeze mnie trenerek, „niteczki”.  Para zna się doskonale i wystarczy niewielki ruch palcem, oczami i pies rozumie o co chodzi. Działa to też w drugą stronę. Człowiek spojrzy na swojego psa i wie czego on potrzebuje, czy ma dobry czy gorszy dzień. W tak ustawionych relacjach, gdzie pies i człowiek są ze sobą w codziennym życiu RAZEM i obie strony mają zaspokojone swoje potrzeby, nie występują problemy natury behawioralnej. Wszystkie psy, które są moje lub które szkolę, właśnie tak funkcjonują. Staram się poznać potrzeby każdego psa i zaspokajać je. Pozwalam im pozostać psami. Nie produkuję robotów do wykonywania “siadów” i “podaj łapów” .

Czy może być szczęśliwy pies, który spędza samotnie 8-9 godzin sam w domu, potem wychodzi na godzinny czy nawet dwugodzinny spacer? I nadal pozostaje sam, bo człowiek zmęczony po pracy ledwo może się zmusić do spacerowania bądź stania na dworze. Całą psią radością jest spotkanie innego czworonożnego kompana, z którym może aktywnie spędzić czas. W weekend idzie na szkolenie ze swoim opiekunem i to jest jedyny moment tak naprawdę spędzony z właścicielem. Często słyszałam skargi na własne psy typu: “Na szkoleniu się słucha, ale jak wyjdziemy z sali to mnie ignoruje, nie zwraca uwagi, jest nieposłuszny, w głowie mu tylko inne psy.”

Spędzanie czasu z psem to jedyna droga do osiągnięcia porozumienia. Szkolenie, jak najbardziej jest niezbędne, ale jest to tylko jeden ze elementów bycia z psem. Psy szkolone przeze mnie są spokojne i rozluźnione, a moje prośby wykonują z wielką radością dlatego, że nie oczekuję od nich, że będą idealne. Akceptuję to, że popełniają błędy czy mają słabszy dzień. Traktuję je jak partnerów, z którymi prowadzę dialog i szukam porozumienia. Życzę każdemu psu takiego traktowania przez jego opiekuna.