Przez
wiele lat mojej pracy z psami, najczęściej zadawanym pytaniem właścicieli psów
jest “jak to robię, że one są takie spokojne, opanowane i posłuszne? Nawet w
ciężkich warunkach przy dużych rozproszeniach skupione są na swoim człowieku.”
Odpowiadam
oczywiście, że ważne jest, aby psy miały odpowiednią psychikę, że z dobrej
hodowli, że szkolenie trwa długo, że… itd. To wszystko prawda. Ale…
Właśnie,
jest jeszcze jeden element. Myślę, że zasadniczy.
Wiele
osób posiadających psa chodzi z nim na szkolenia, często od szczeniaka, mało
tego, niektórzy startują nawet w zawodach w różnych dyscyplinach i to z dobrymi
wynikami. A jednak ich psy w życiu codziennym, poza ringiem, sprawiają kłopoty.
W
czym tkwi problem?
Kiedy
dzwoni do mnie osoba w sprawie szkolenia swojego psa pytam, jakie ma
oczekiwania. Najczęstszą odpowiedzią, jaką słyszę jest: chciałbym/chciałabym,
żeby się MNIE SŁUCHAŁ a
następnie: umiał zrobić siad, waruj, podać łapę i inne sztuczki.
Człowiek
ma naturalną skłonność do chęci panowania nad drugą istotą. Czy to będzie pies,
koń, żona, mąż, dziecko czy pracownik, nie ma to znaczenia. Przez tę
przypadłość wokół nas jest tyle agresji i konfliktów międzyludzkich. Te
międzygatunkowe są jeszcze bardziej skomplikowane, bo mamy kompletnie różną
perspektywę „pojmowania” świata.
W
tym właśnie tkwi problem.
Uświadomiłam
to sobie po wizycie u trenerki koni w celu pobrania nauki. Kupiłam młodego
konia i chciałam go wyszkolić. Chciałam właśnie tego samego czego oczekują właściciele
psów. Żeby był mi posłuszny.
Spędziłam
u niej cały dzień, a ona, tak mi się wtedy wydawało, nie dała mi żadnych
wskazówek. Zadawała dziwne pytania typu: gdzie twój koń lubi być głaskany? w
jaki sposób najchętniej się bawi? czy woli marchewkę czy jabłka? Miałam wybrać sobie jednego z jej koni i
spędzić z nim cały dzień na padoku. Siedzieć, czytać książkę, czyścić go,
głaskać - z zastrzeżeniem, że tylko wtedy, gdy on będzie miał na to ochotę.
Kurczę, tylko jak mam poznać, czy koń ma ochotę być czyszczony czy głaskany? Do
tej pory wchodziłam do boksu i czyściłam konia, nie zastanawiając się, czy on
tego chce czy nie. Miał stać grzecznie i już. Wyjechałam od niej rozczarowana.
Nie dała mi żadnego narzędzia, nie nauczyła jak sprawić, by mój koń się mnie
słuchał. Powiedziała tylko: spędzaj z nim czas, poznaj go i daj się poznać
jemu. Zaufajcie sobie nawzajem.
Mijały
tygodnie, bez wiary w efekty spędzałam długie godziny na łące i w boksie. Na
niczym. Tylko z nim byłam. Oczywiście, gadałam do niego, głaskałam, czyściłam
i… zaczęłam rozumieć! Rozumieć, co on do mnie „mówi”. O dziwo poczułam też, że
on rozumie mnie i chętniej przebywa w moim towarzystwie i wykonuje to, o co go
poproszę.
Przy
tym wspomnę, że jeszcze rok temu bałam się koni. Dzisiaj wchodzę na padok a mój
“szalony” arab rży i biegnie galopem w moją stronę, a ja nie uciekam. Wiem,
ufam mu, że nie zrobi mi krzywdy. Nigdy nie jeździłam sama w teren, nawet na
mojej starej, spokojnej kobyłce. Dzisiaj z Gilghameshem jeździmy sami, w
dodatku bez używania środka przymusu, jakim jest niewątpliwie wędzidło. Dzisiaj wiem, co lubi, a czego nie
i szanuję to, starając się w miarę możliwości wyeliminować nieprzyjemne dla
niego bodźce.
Opisałam
własne doświadczenie z koniem, dzięki któremu uświadomiłam sobie w czym tkwi
problem dotyczący psów i ich właścicieli.
Przeciętny
człowiek nic albo niewiele wie o swoim psie. Nie rozumie sygnałów, jakie mu on
wysyła. I w końcu nie spędza z nim czasu. Spacer nawet godzinny czy dwugodzinny
do parku, w którym pies zostaje puszczony i przez cały czas bawi się z psami,
nic nie wnosi do związku psio-ludzkiego.
Ćwiczenia i zabawa np. flybal, gdzie pies ma maksymalnie rozbudzone emocje,
szczeka, piszczy w amoku i w hałasie
robionym przez inne psy.
Wróciłam
myślami 13 lat wstecz, kiedy to zakupiłam bokserkę Mirabelę. Do tej pory nigdy
nie miałam z nią żadnych problemów. Ani z posłuszeństwem, ani z agresją. Choć
hodowcy wróżyli, że jak dojrzeje to będzie się rzucać na psy, bo boksery tak
mają.
To było 13 lat temu, wtedy nawet mało kto
szkolił boksery.
W
wieku 6 miesięcy była gotowa do egzaminu PT; musiałam czekać, aż skończy 9
miesięcy, bo regulamin ZK (Związku Kynologicznego) nie dopuszczał młodszych
psów.
Ma
13 lat i nigdy nie wykazała agresji. Przez całe życie chodziłam z nią bez
smyczy. Dlaczego o tym piszę? Dlatego, że Mirabela uczestniczyła w moim życiu.
Nasze relacje nie opierały się tylko na wydawaniu i wykonywaniu komend. Nas połączyła trwająca
do tej pory przyjaźń. Dzięki temu, że spędzałyśmy ZE SOBĄ całe dnie, bardzo
dobrze się poznałyśmy. Na spacerach był czas na szkolenie, zabawę, ale również
czas na “nicnierobienie”. Siadałyśmy sobie na górce w parku Agrykola w
Warszawie i patrzyłyśmy na świat. Ludzi, ptaki, inne psy i całe otoczenie.
Mirabel towarzyszyła mi wszędzie.
Dwie
strony poznają się doskonale, o ile pies towarzyszy człowiekowi we wszystkich
czynnościach dnia codziennego. Zaczyna łączyć ich bardzo silna więź. Nie
smaczki czy wyuczone komendy tylko, jak to ujęła jedna z cenionych przeze mnie
trenerek, „niteczki”. Para zna się
doskonale i wystarczy niewielki ruch palcem, oczami i pies rozumie o co chodzi.
Działa to też w drugą stronę. Człowiek spojrzy na swojego psa i wie czego on
potrzebuje, czy ma dobry czy gorszy dzień. W tak ustawionych relacjach, gdzie
pies i człowiek są ze sobą w codziennym życiu RAZEM i obie strony mają
zaspokojone swoje potrzeby, nie występują problemy natury behawioralnej.
Wszystkie psy, które są moje lub które szkolę, właśnie tak funkcjonują.
Staram się poznać potrzeby każdego psa i zaspokajać je. Pozwalam im pozostać
psami. Nie produkuję robotów do wykonywania “siadów” i “podaj łapów” .
Czy
może być szczęśliwy pies, który spędza samotnie 8-9 godzin sam w domu, potem
wychodzi na godzinny czy nawet dwugodzinny spacer? I nadal pozostaje sam, bo
człowiek zmęczony po pracy ledwo może się zmusić do spacerowania bądź stania na
dworze. Całą psią radością jest spotkanie innego czworonożnego kompana, z
którym może aktywnie spędzić czas. W weekend idzie na szkolenie ze swoim
opiekunem i to jest jedyny moment tak naprawdę spędzony z właścicielem. Często
słyszałam skargi na własne psy typu: “Na szkoleniu się słucha, ale jak
wyjdziemy z sali to mnie ignoruje, nie zwraca uwagi, jest nieposłuszny, w
głowie mu tylko inne psy.”
Spędzanie
czasu z psem to jedyna droga do osiągnięcia porozumienia. Szkolenie, jak
najbardziej jest niezbędne, ale jest to tylko jeden ze elementów bycia z psem.
Psy szkolone przeze mnie są spokojne i rozluźnione, a moje prośby wykonują z
wielką radością dlatego, że nie oczekuję od nich, że będą idealne. Akceptuję
to, że popełniają błędy czy mają słabszy dzień. Traktuję je jak partnerów, z
którymi prowadzę dialog i szukam porozumienia. Życzę każdemu psu takiego
traktowania przez jego opiekuna.